Sobota, 23 lipca, godz. 14.30 - "Dzień Włóczykija"
Wreszcie oto nadszedł długo
wyczekiwany 23 lipca, czyli dzień eventu „1970’s Summer Picnic” autorstwa
Suavis&Jaroda. Ale zanim przyszedł czas na piknik, musiałem też się pojawić
na „organizowanym” (w końcu tylko wydrukowałem logbook) przeze mnie krótkim spotkaniu z okazji Dnia Włóczykija.
Oczywiście akurat tego dnia komunikacja miejska musiała odmówić mi współpracy,
więc dotarłem na swój własny event 15 minut spóźniony… :) Z tego powodu ominęła
mnie spora część geopogaduch (odbiłem sobie na pikniku), ale trudno… Potem
wpisy do logbooka i jeszcze chwila rozmów - i tak wybiła godzina 15:00. Wtedy
większość osób udała się na przygotowania do pikniku, a my skromną grupką w
składzie: CopernicusHigh i pkubiak ze Śląska, Krzychu CMG z Mogilna i ja (tomek2102)
z Poznania udaliśmy się na krótki spacer po północnych krańcach Dębiny i podbój
okolicznych skrytek. :)
Szkoda, że spacerowiczów nie było więcej (w końcu to
był główny temat eventu), ale z drugiej strony trudno mieć za złe nieobecność
takiemu PGC-Team, który ten czas wykorzystał na ubranie się w ich czadowe
stroje z lat 70. na piknik Suavisów! :) Wracając do spaceru- upłynął nam on w
przyjemnej atmosferze rozmów i podejmowania kolejnych skrytek. Przy okazji
dowiedzieliśmy się z Krzychem co nieco o śląskim geocachingu oraz
opowiedzieliśmy trochę o Wielkopolsce i Kujawach naszym towarzyszom z Katowic.
;) A potem ruszyliśmy prosto na piknik….
Tomek
dwatysiącestodrugi
--------------------------------------------------------------------------------------
Tu, w zasadzie, zamiast tekstem można by się posłużyć zdjęciami autorstwa Falbi i na tym zakończyć. Kolorowo, oryginalnie, bajecznie, odjazdowo, smacznie i gościnnie. Tak by w skrócie wyglądał Summer Picnic edycja 2016. Słowa uznania należą się jednak Założycielom eventu.
Organizatorami spotkania była dobrze nam znana para poznańskich
skrytkoszukaczy: Suavis i Jarod. To już druga edycja Ich pomysłu. W zeszłym roku
bawiliśmy się w strojach z lat pięćdziesiątych na poznańskiej Cytadeli. Impreza tak się
spodobała, że Twórcy postanowili po raz drugi przebrać innych i
pocieszyć się wspólnie na łonie natury ale dwadzieścia lat później. Wybór miejsca padł na park przy Drodze
Dębińskiej. Trafnie. Wkoło kilka skrzyneczek zachęcało do puszczenia się
w teren. Nie ich szukanie nam było jednak w głowie a wspólne weekendowanie.
Na polanę dotarliśmy pierwsi razem z FK69, Tymonem, Dawidem i Wantskym zasadzając sztycę flagi idealnie na kordach (+/-0,16 m). Kierunek od tej chwili widoczny był dla wszystkich nadciągających z daleka: hipisów, tych w eleganckich kreacjach i przekupek. Punktualnie o 16.00 była nas już całkiem spora grupka i wciąż się powiększała. Z minuty na minutę polana zapełniła się (ku uciesze gapiów) GEOpyrlandczykami wystrojonymi zgodnie z ideą eventu w stroje z epoki (na samym dole posta znajdziecie cały skład naszego party).
Organizatorzy jak zwykle poukładali klocki w odpowiedni sposób spinając w całość kulinaria i rozrywkę. Skoro jesteśmy przy smakołykach to na uwagę zasługują lody osobiście "wysmyczone" przez Suavis (banan, wanilia, coca-cola i mięta). W sklepie takich nie znajdziecie. Na kocach znalazły się również Oranżady z epoki a sprawę przypieczętowała Koliber zjawiając się w stroju przekupy z Łozorza niosąc wiklinowy koszyk pełen jajek na twardo. Klasa!!! Konsumowali wszyscy pochłaniając po dwa na raz (od razu przypomniały mi się dłuuuugie podróże pociągiem relacji Poznań - Warszawa z zapachem kanapek i jaj "na twardo" w tle.
Do takiego wehikułu czasu mógłbym wsiadać codziennie.
Popis tańca disco dała FK69 zgarniając kolejna z przygotowanych nagród.
Stroje? Cóż. Obok wyobraźni geokeszerów można by postawić znak nieskończoności. Organizatorzy urządzili m.in. konkurs na najlepsze przebranie. Kandydatów było kilku ale tajne głosowanie wszystkich uczestników jednoznacznie wskazało na Igiego z PGC Teamu, którego zdjęcia prezentuję poniżej. Podobno rozkochał w sobie kilka niewiast. Tyn mo dryg.
Lata 70' ubiegłego stulecia to dla niektórych z nas lata już dorosłości, niektórzy się wtedy rodzili a inni za lat 30 kilka mieli dopiero się na tym świecie pojawić. Geocaching łączy jak widać pokolenia i każe cieszyć się nam kolejnym przeżytym dniem i kolejną znalezioną skrzyneczką. Oby jak najdłużej. Sto lat!!
Końca eventu nie mógł się doczekać jedynie Leito w rurkach, który twierdził, że mu się tak wpiły, że nie uciągnie do finału. Siłą woli dotrwał. Podobno do dziś je ściąga. Ale o tym ciii....
Na polanę dotarliśmy pierwsi razem z FK69, Tymonem, Dawidem i Wantskym zasadzając sztycę flagi idealnie na kordach (+/-0,16 m). Kierunek od tej chwili widoczny był dla wszystkich nadciągających z daleka: hipisów, tych w eleganckich kreacjach i przekupek. Punktualnie o 16.00 była nas już całkiem spora grupka i wciąż się powiększała. Z minuty na minutę polana zapełniła się (ku uciesze gapiów) GEOpyrlandczykami wystrojonymi zgodnie z ideą eventu w stroje z epoki (na samym dole posta znajdziecie cały skład naszego party).
Organizatorzy jak zwykle poukładali klocki w odpowiedni sposób spinając w całość kulinaria i rozrywkę. Skoro jesteśmy przy smakołykach to na uwagę zasługują lody osobiście "wysmyczone" przez Suavis (banan, wanilia, coca-cola i mięta). W sklepie takich nie znajdziecie. Na kocach znalazły się również Oranżady z epoki a sprawę przypieczętowała Koliber zjawiając się w stroju przekupy z Łozorza niosąc wiklinowy koszyk pełen jajek na twardo. Klasa!!! Konsumowali wszyscy pochłaniając po dwa na raz (od razu przypomniały mi się dłuuuugie podróże pociągiem relacji Poznań - Warszawa z zapachem kanapek i jaj "na twardo" w tle.
Do takiego wehikułu czasu mógłbym wsiadać codziennie.
Popis tańca disco dała FK69 zgarniając kolejna z przygotowanych nagród.
Stroje? Cóż. Obok wyobraźni geokeszerów można by postawić znak nieskończoności. Organizatorzy urządzili m.in. konkurs na najlepsze przebranie. Kandydatów było kilku ale tajne głosowanie wszystkich uczestników jednoznacznie wskazało na Igiego z PGC Teamu, którego zdjęcia prezentuję poniżej. Podobno rozkochał w sobie kilka niewiast. Tyn mo dryg.
Lata 70' ubiegłego stulecia to dla niektórych z nas lata już dorosłości, niektórzy się wtedy rodzili a inni za lat 30 kilka mieli dopiero się na tym świecie pojawić. Geocaching łączy jak widać pokolenia i każe cieszyć się nam kolejnym przeżytym dniem i kolejną znalezioną skrzyneczką. Oby jak najdłużej. Sto lat!!
Końca eventu nie mógł się doczekać jedynie Leito w rurkach, który twierdził, że mu się tak wpiły, że nie uciągnie do finału. Siłą woli dotrwał. Podobno do dziś je ściąga. Ale o tym ciii....
udash
sześćdziesiątydziewiąty
sześćdziesiątydziewiąty
--------------------------------------------------------------------------------------
Niedziela, 24 lipca, godz. 16.00 - "Szachy Wikingów"
Po bogatej eventowo sobocie,
przyszedł czas na niedzielę i ostatnie spotkanie tego weekendu- tym razem na
os. Przyjaźni zebraliśmy się, aby pograć w tajemniczą grę o nazwie Szachy Wikingów. :) Event znowu był
organizowany przeze mnie, czyli tomka2102 (nie planowałem organizować dwóch
eventów w jeden weekend, ale jakoś tak wyszło…). Na szczęście wszystkie
„materiały” miałem w domu więc sobie poradziłem. Krótko przed spotkaniem trochę
postraszył nas deszcz, ale na szczęście o 15:50 odpuścił i na event pogoda była
już dobra. Powoli wszyscy zaczynali się schodzić (pojawiło się nawet więcej
osób niż „łilatendów”) i mogliśmy zaczynać grę. Podzieliliśmy się więc na dwie
grupy, ponieważ Zuzialol także przyniósł swój egzemplarz Szachów (Dzięki!), i
zaczęliśmy grę. Mimo minimalnych różnic w zasadach gry, obydwie grupy bawiły
się bardzo dobrze a po chwili ćwiczeń nawet zaczęli trafiać w cele! :) W
międzyczasie były też wpisy do tematycznego logbooka i skromny poczęstunek
ciasteczkami. Po rozegraniu kilku(nastu?) partii w Szachy, przyszedł też czas
na zwykłe pogaduchy i grę w piłkę. No właśnie… Tutaj zdecydowanie prym wiódł Frodo- pies Zuzialola. :) Udashowi
zostawił na twarzy pamiątkę po swoich zębach (nie pytajcie, jak to zrobił bo
nie uwierzycie), a Igiego z PGC-Team
ostro sfaulował podczas jednego z biegów po boisku. ;) Na szczęście nikomu nic
bardzo poważnego się nie stało (chociaż było blisko…), a pieskowi chyba
wybaczono.
I tak, około godziny 17:30, event zakończył się na dobre i wszyscy
pojechali do domów lub po kesze. Wielkie dzięki za przybycie i za to, że
większość z Was mogła zostać dłużej niż regulaminowe 30 minut. Mam nadzieję że
dobrze się bawiliście, a ze swojej strony mogę zaprosić na kolejne takie
eventy- niestety na razie w bliżej nieokreślonej przyszłości… ;)
Tomek
dwatysiącestodrugi
Ps udash'a:
skończyło się na wizycie w szpitalu, niedowierzaniu lekarzy, ostrej polewki pielęgniarek i zastrzykach. Nie codziennie pies gryzie pacjenta w głowę. Do Froda nikt pretensji nie ma - wypadek przy pracy. Gdybym się nie jechał na łyso prawdopodobnie nie pomyliłby głowy z piłką, też skórzaną.
skończyło się na wizycie w szpitalu, niedowierzaniu lekarzy, ostrej polewki pielęgniarek i zastrzykach. Nie codziennie pies gryzie pacjenta w głowę. Do Froda nikt pretensji nie ma - wypadek przy pracy. Gdybym się nie jechał na łyso prawdopodobnie nie pomyliłby głowy z piłką, też skórzaną.
Brawo Suavis, brawo Jarod, brawo Tomek!!!! Dziękujemy Wam za weekend!!!!