Przejdź do głównej zawartości

Keszowanie pod Lusowem

Jednym z naszych noworocznych postanowień było częstsze bywanie w terenie i keszowanie. Jak dotąd postanowienie to udaje się realizować, a bodźcem do kolejnych wędrówek bardzo często są relacje z terenu umieszczane na GEOpyra.pl. Tym razem postanowiliśmy i my opisać naszą krótką wycieczkę, a że akurat musieliśmy odstawić jedną osobę do Przeźmierowa i później ją odebrać postanowiliśmy ten czas spędzić na keszowaniu. Najprościej było więc to zrobić gdzieś w ustronnym miejscu, gdzie dzieci w spokoju będą mogły zażyć leśnego powietrza i przede wszystkim wypróbować swoje nowe GEO-pyrzaste pieczątki :-)
Mając na uwadze powyższe oraz fakt, że z keszowania „koniecznie” trzeba wrócić z drewniaczkiem, wybraliśmy oddalone o kilka kilometrów Lusowo, a raczej jego leśne tereny po południowej stronie jeziora (w których znajduje się kilka większych skrzynek). W tych okolicach pojawiliśmy się pierwszy raz w życiu i jak się szybko okazało nie było to wcale odludzie.
Zabawę zaczęliśmy około południa i dosłownie po piętnastu minutach już mieliśmy na koncie dwie skrzyneczki. Równie szybko udało się zdobyć kolejne dwie, choć większość czasu pochłaniało zacieranie ewentualnych śladów pozostawionych w śniegu. Z tego też względu trzeba było docierać do keszy okrężną drogą, aby ewentualnych mugoli nie prowokować do zbliżania się do miejsca ukrycia skrzynek.
Wędrówka po lesie dzieciakom przyniosła wiele radości, także dlatego, że w trzeciej podjętej skrzynce trafiliśmy na upragnionego drewniaka. Oczywiście zgodnie z naszą zasadą pozostawiliśmy swojego PWG by również inni mogli się cieszyć. Nie obyło się także bez chwili grozy bo oto podczas podejmowania jednej ze skrzynek, podczas gdy dzieci kilkanaście metrów dalej rozkoszowały się spożywaniem ciepłego napoju, kilka kroków ode mnie pojawił się ... lis. Takiego spotkania się nie spodziewałem, dlatego w pierwszej chwili zamarłem. Na domiar złego próby wypłoszenia przypadkowego przybysza nic nie pomogły. Ten stał jak wryty i patrzył się to na mnie, to na dzieci, które na moją komendę już zaczęły się oddalać bo zwierzę było jakieś takie niewyraźne. Na szczęście po chwili lis jakby się ocknął i prysnął w pobliskie zarośla. W tym miejscu nasi następcy zauważą nie zupełnie normalnie wypełniony logbook, bo aby ratować sytuację swoją pieczątkę zastąpiłem wpisem tradycyjnym.
Ruszyliśmy jednak dalej zostawiając wspomnienie o nietypowym spotkaniu za sobą i skupiając się na rozpoznawaniu napotkanych na śniegu tropów zwierzęcych. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od tej pory wszystko szło nam jak pod górę. Czas mijał nieubłaganie, a w planie mieliśmy jeszcze kilka skrzynek. Niestety wszystkiego nie udało się zrealizować, także z tego względu, że dwie skrzynki, obok których przechodziliśmy w ogóle nam się w aplikacji nie wyświetliły. Zawitaliśmy jeszcze do Lusowa by zobaczyć widoczny z drugiego brzegu jeziora kościół i przy okazji podjęliśmy dedykowaną kościołowi skrzynkę.
Czas niestety nam się skończył w związku z czym trzeba było pozostawić resztę skrzynek w nadziei, że jeszcze się tu pojawimy. Niewątpliwie sobota należała do udanych. Udało się zaliczyć dokładnie 10 skrzynek. Dzięki tej wyprawie poznaliśmy kolejne ciekawe miejsca w okolicach Poznania i kolejne ciekawe skrzynki, w których tworzenie ich autorzy z pewnością włożyli wiele serca. Za dostarczenie nam tych wszystkich radości związanych ze zdobywaniem skrzynek, włączeniem do kolekcji kolejnego PWG, a nawet spotkaniem lisa serdecznie dziękujemy i obiecujemy, że wraz z nadejściem wiosny pojawimy się tu ponownie by dokończyć to co zaczęliśmy.
Hubi_TZ