Przejdź do głównej zawartości

Lanzarote - kraina nie do końca wygasłych wulkanów

Napiszę narazie tyle; Wyspy Kanaryjskie...
A teraz zamknijacie oczy i sobie je wyobraźcie.































Większość z Was (o ile nie wszyscy) widzi je mniej więcej tak:


Ale jest taka jedna wyspa. Inna niż wszystkie, zaryzykuję stwierdzenie, że inna niż wszystkie na świecie. Lanzarote. Ktoś nam kiedyś o niej wspomniał i powiedział, że można się tam poczuć jak na księżycu. I że można się w niej albo zakochać, albo ją znienawidzić. Więc pierwszy raz pojechaliśmy tam z czystej ciekawości. I.... zakochaliśmy się w niej po uszy!

W styczniu tego roku pojechaliśmy tam po raz trzeci, ale pierwszy raz jako keszerzy. I odkryliśmy ją na nowo. Zapraszamy Was w krótką podróż - zdjęcia niestety nie oddają uroku miejsc, które odwiedziliśmy, ale może chociaż trochę uda nam się przybliżyć Was krainę nie do końca wygasłych wulkanów :-)

Jaka jest Lanzarote? Wietrzna! Surowa, czarna, księżycowa... i piękna :-)

Swój obecny wygląd Lanzarote zawdzięcza cyklicznym wybuchom wulkanów, które występują praktycznie na całej wyspie. W latach 1730-1736 miała miejsce ostatnia seria wybuchów, podczas której lawa zalała 1/4 jej powierzchni. Na tym terenie znajduje się obecnie największa atrakcja turystyczna - Park Narodowy Timanfaya. 

Pisząc o Lanzarote nie sposób nie wspomnieć o César Manrique - pisarzu, malarzu i architekcie, który przyczynił się bardzo mocno do dzisiejszego wyglądu wyspy. Dążył on do zachowania tradycyjnego budownictwa, był przeciwny ustawianiu tablic reklamowych, wychodząc z założenia, że szpecą one krajobraz. Zamieszkał w domu w korycie wyschniętego potoku Taro de Tahiche, którego parter został umieszczony w naturalnych skalnych jamach powstałych po erupcji wulkanu. Obecny wygląd wyspa zawdzięcza jego działalności. Stworzył on między innymi El Diablo symbol parku Timanfaya, Mirador del Rio, Jardin de Cactus oryginalny ogród kaktusów, ogrody i baseny w hotelu Los Salinas w Costa Teguise, Jameos del Agua - sala koncertowa wewnątrz skalnej, powulkanicznej groty. Tworzył też ruchome rzeźby, które nazywał Wind Toys, które obecnie zdobią wyspę.

Zadziwiające dla mnie jest to, że mimo że artysta zmarł w 1992 roku do dzisiaj dbałość o wygląd wyspy jest widoczna, a postulaty Manrique zachowywane. Charakterystyczny dla wyspy wygląd miast i wiosek to białe domki o prostych formach, odbijające sie wyraźnie na tle czarnej magmy i skał powulkanicznych.



Jako przykład dbałości o estetykę i spójność architektoniczną całej wyspy wrzucam dwa zdjęcia. Wszystkie atrakcje turystyczne, tablice informacyjne, znaki, balustrady, ławki itp. są utrzymane w tym stylu - jakże pasującym od wulkanów, żaru, żwiru, magmy...




A nawet kosze na śmieci :-)



Halo, halo, ale my przecież o keszach mamy pisać!!
No to proszę :-)

Dwutygodniowy pobyt na Lanzarote rozpoczęliśmy eventem "Geopyra na Lanzarote" - przylecieliśmy na wyspę koło godz. 12.00, a o 16.00 był event :-)
Na wyspie jest tylko jeden lokalny keszer m*sh, który niestety nie mógł dotrzeć na spotkanie. Swoją obecnością zaszczycili nas goście z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Norwegii, Finalandii i Holandii. Bardzo dziękujemy za obecność The Shoopers, kaatsa, MRS.SNUGGY, gadget030308, de pilootjes i Juniorkom ;-)) Były przede wszystkim geoploty i wymiana TB, ale głównym celem spotkania było oczywiście uświadomienie międzynarodowej społeczności geocacherskiej co to ta GeoPyra jest :-)
No więc wszyscy otrzymali pamiatkowe drewniaczki (które również lądowały w lanzarotańskich keszach):


Oraz ulotki z naszym logo wirtualnym i logo na mapie :-) Geoart wzbudzał powszechne uznanie i zdumienie, że jest wykonany z keszy tradycyjnych.


A tutaj cała ekipa:



Teraz kilka zdań o samych keszach. Na wyspie jest około 150 keszy. Praktycznie wszystkie aktywne. Większość z nich to kesze tradycyjne, ale Lanzarote to również raj dla wielbicieli Earth Cache (o nich za chwilę). Jest tu sporo keszy o trudności terenu między 2,5 a 3,5 i tutaj od razu trzeba mieć świadomość, że takie 3,5 na Lanzarote w Polsce miałoby pewnie teren 4,5. 
Podpowiedzi do keszy praktycznie (z małymi wyjątkami) nie trzeba czytać. Można założyć, że będzie ona brzmiała mniej więcej tak: pod kamieniem, między kamieniami, otwór w skale (przykryty kamieniem). Bardzo pomocne więc są zamieszczane prawie zawsze fotospoilery.

Pojemniki small, regular, normal. Mikrusów bardzo mało i jeden large. A same pojemniki, hmmm.... Jeśli ktoś przywiązuje dużą wagę do estetyki samego kesza to ta wyspa pod tym kątem go rozczaruje. Wynika to z bardzo prostego powodu - kesze założone są w większości przez turystów lub osoby, które bywają na wyspie kilka razy w roku. W związku z tym mają ograniczone możliwości serwisowania. Serwis wykonywany jest często przez przypadkowych keszerów, którzy ratują kesze zastępczym logbookiem lub zastępczym pojemnikiem. Spotkaliśmy więc na swojej drodze pojemniki takie jak: opakowanie po tik-takach, po czyściku do butów, po lodach, logbook umieszczony w samym woreczku strunowym albo w kawałku złamanej wędki :-P  A kesze na Lanzarote nie muszą być szczelne - na wyspie deszcz pada 2-3 razy w roku.
Co jednak najważniejsze - kordy w zasadzie idealne! I miejsca, które odwiedziliśmy dzięki keszom - obłędne!!


Teraz parę fotek, żeby wprowadzić Was w klimat wyspy. Takie oto drogi prowadziły nas do keszy:









Lanzarote to wyspa wulkaniczna, co nie znaczy że jest monotonna. Same pola lawy potrafią wyglądać bardzo różnie.

Najbliżej epicentrum wybuchów z lat 1730-1736 (Park Timanfaya) czujemy się jak na Księżycu:




Im dalej od Timanfaya tym więcej form życia, porosty i pierwsze, przystosowane do życia w ekstremalnych warunkach krzewy.




A oto, do jakich miejsc doprowadziły nas kesze.
Cudowna dzika plaża Paradise Beach (nasze odkrycie wyjazdu) - z piaskiem nawianym z Afryki.



 Pierwsza nauka budowy "bazy" :-P


 Dać dzieciom trochę piasku i spokój :-))


Przy bombie wulkanicznej (kesz La bomba) - podczas wyprawy w celu zebrania informacji do jednego z Earth Cache.


I kolejna bomba wulkaniczna Teardrop.


Szaleństwa na najwyżej położonym placu zabaw, na którym byliśmy.



TB hotel przy lotnisku


Finał jednej z zagadek - Twierdza Św. Barbary


Widoki, widoki, widoki...


 


Udało nam się też rozwiązać kilka zagadek. Wszystkie z jakimś ciekawym pomysłem, np.
I etap - trzeba było przejść dwa poziomy gry MARIO, II etap - drewniana łamigłówka.


 Albo kesz typu "znajdź różnice", związany z wrakiem statku

źródło: http://en.wikigogo.org/en/138814/


Nie zapominajcie, że byliśmy tam podczas ferii zimowych - trzeba było więc zrobić bałwana z .... kamieni :-))


W ogóle zabawa kamieniami jest bardzo fajna (nawet dla najmłodszych) ;-)



Chciałabym jeszcze Wam napisać o trzech keszach, które z różnych względów zasługują na szczególną uwagę. Pierwszy z nich to kesz - biblioteka. Założyciel zakładając kesza wyposażył go na starcie w kilka książek (angielsko i niemieckojęzycznych). Książki można wypożyczać, albo wymieniać. Rozwiązanie idealne na pobyty wakacyjne!


Bardzo dużego wysiłku wymagał od nas jedyny na wyspie letterbox - Space letterbox. Aby dotrzeć do pierwszego etapu trzeba było pokonać taką oto trasę:


Dotarcie do celu zajęło nam około 1,5 godziny. Na miejscu, po zebraniu pewnych informacji, trzeba było odszukać taki oto znak (miejsce lądowania E.T):


Dodam, że znak jest dobrze widoczny na tym zdjęciu, ale w rzeczywistości ma on długość 100 metrów. Można na nim stać i go nie widzieć :-) Pudełko finałowe znajduje się niedaleko zachodniej strzały. Oczywiście między kamieniami :-)) Tyle wiedzieliśmy. Znak udało nam się zlokalizować, gorzej z pudełkiem. Godzina szukania i nic. I teraz sobie wyobraźcie - tyle przeszliśmy, dotarliśmy prawie na miejsce i nic?? Jedyny letterbox na wyspie pozostanie DNF-em? Odpuściliśmy. Poszliśmy po dwa tradycyjne kesze, które były w okolicy. I musieliśmy podjąć decyzję - idziemy dalej po multika, który miał bardzo dobre oceny, czy wracamy i próbujemy jeszcze raz znaleźć letterboxa. Podało na letterboxa. I tym razem się udało się!!

Dzięki naszej zabawie poznajemy wiele ciekawych miejsc, ale jak się okazuje również ciekawych ludzi :-) To był ostatni kesz zaplanowany na ten dzień. Wracaliśmy już, zmęczeni i głodni. Wyskoczyłam szybko z samochodu, reszta czekała, aż szybko wrócę. idę drogą między polami i winnicami. I widzę, że zbliżam się do jakiegoś domostwa. Myślę - jak ktoś będzie na zewnątrz na pewno mnie zauważy. Nie ma siły. Może to ich home cache? Zbliżam się do celu i widzę kilka osób przed domem. Kiwają do mnie. Odkiwałam i idę po kesza. Szybkie znalezienie, wpis, TB out i wracam. A oni znowu do mnie machają. I wyraźnie mnie wołają. Idę. Ja do nich po angielsku, oni uśmiechnięci, po hiszpańsku. Wyraźnie zapraszają. Więc mówię, że rodzina czeka w samochodzie. A oni tak, tak, oni też. Więc mówię, że tam jest PIATKA dzieci i czy są pewni? :-)) A oni tak, tak. (chyba nie zrozumieli, bo byli potem mocno zdziwieni :-))) Koniec końców spędziliśmy z nimi przemiłe popołudnie. Nakarmili nas, napoili (była cola, woda, winko). Znalazł się też jeden Pan, który mówił po angielsku i wszystko stało się prostsze :-)
I w tym miejscu serdecznie pozdrawiamy Esterę i jej rodzinę oraz przyjaciół!!




Najlepsza zabawa na kupie żwiru (stosowanego na wyspie powszechnie w winnicach).




Osobną kategorią na wyspie są Earth Cache - ukazują one magię wyspy, większość jest związana z działanością wulkanów. 
Najbardziej spektakularnym jest chyba El Diablo - zlokalizowany na terenie Parku Narodowego Timanfaya, gdzie można np. zjeść mięso ugrillowane ciepłem wulkanicznym pochodzącym z wnętrza ziemi.



Fotki z męskiej wyprawy na wulkan Caldera Blanca.



Zjawiskowe jezioro El Golfo


i wiele, wiele innych.

Lanzarote jest idealnym miejscem na rodzinny wypoczynek - są plaże (z białym, czarnym i mieszanym pisakiem), baseny, ale też góry (wulkany). Acha i to raj dla rowerzystów!

I jeśli się kiedyś wybierzecie tam na kesze nie zapomnijcie - oprócz strojów kąpielowych - zabrać odpowiedniego obuwia ;-)