Przejdź do głównej zawartości

GEOmajówka w Górznie

Górzno. 

Mekka polskich geocacherów. 

Nie gdzie indziej, a właśnie tam odbyła się seria eventów, na których celebrować można było Majówkę 2016.
CITO, 3 eventy i cała masa keszy (co widać na zdjęciu po prawej) to było coś, co sprawiło, że nasza GEOpyrowa ekipa złożona z KasjopeiRumiegoPLLiiska oraz mnie, Zuzialola, ruszyła tam swoje cztery litery z odległego 250 km Poznania :D

Teraz, z nieco małym opóźnieniem, ale zawsze, przedstawię z tej wycieczki relację ;) W nieco innej formie - filmowej formie, jest ona dostępna także TUTAJ. Serdecznie zapraszam do obejrzenia i dzięki wielkie Liiskowi za przygotowanie tego rewelacyjnego materiału ;)

Dzień 1.
sobota, 30.04.2016

Obudziliśmy się o nieludzkiej godzinie 3:00, żeby zdążyć na zapowiedziany na 9:30 event CITO - Sprzątamy Górzankę. A CITO nie było to byle jakie, bo połączone ze spływem kajakowym. Około godziny 4 wyruszyliśmy w drogę. Minęła ona szybko i w fajnej atmosferze, bo jakby inaczej z taką zacną ekipą. Do Górzna dotarliśmy o 8:30, tak więc była jeszcze godzinka na znalezienie kilku keszyków. Po zapoznaniu się z Górznieńskimi skryteczkami czas był się stawić na odprawę przed spływem. Stawiliśmy się więc, choć niestety bez Rumiego, który poszedł w tym czasie na miasto. I popłynęliśmy! Kasjopeja jednoosobowym kajakiem, a ja z Liiskiem dwuosobowym. Rzeczka łatwa do przekajakowania nie była, non stop były jakieś przeszkody, ale wg mnie to tylko dodawało uroku całemu spływowi. Co z tego, że trzeba było czasem nawet wyciągać kajaki i przenosić je nad zwalonymi drzewami, zabawa była :) Mniej więcej w połowie drogi zatrzymaliśmy się na przerwę przy wiosce Ruda. Nie spodziewałem się szczerze, że na przerwie będzie się można napić kawy/herbaty i zjeść ciasto. Ale jednak, mniam mniam.
Spływ trwał sporo godzin, śmieci było tyle co nic, ale z pustymi rękami stamtąd nie wyszliśmy :) Były także, rzecz jasna, rzeczne kesze do podejmnowania z kajaków, takie jak ten.

Po kilku godzinach pływania, wymęczeni, ale pełni satysfakcji, wyszliśmy na brzeg i co zobaczyliśmy? Kogo zobaczyliśmy? A zaledwie kilka osób, bo dotarliśmy na miejsce jako trzeci (hihihi)! Taki tam drobny sukces. Poczekaliśmy, wysuszyliśmy całe brudne i przemoczone ubrania i w końcu ekipa się zebrała i ruszyliśmy podstawionym busem z powrotem do Górzna.

Na miejscu mieliśmy zaledwie godzinę na ogarnięcie się i już musieliśmy pędzić na Wystawę "Wokół Geocachingu", gdzie można było obejrzeć wielgachne kolekcje certyfikatów FTF, drewniaczków, TravelBugów i czego dusza zapragnie. Rumi już do nas dołączył z powrotem. Naprawdę było co oglądać, zwłaszcza że dorzuciliśmy od siebie tam jeden z bez wątpienia najlepszych eksponatów - naszą przepiękną flagę GEOpyry.

Od razu po zwiedzeniu wystawy nadszedł czas na zwieńczenie tego szalonego dnia, czyli ognisko w Hajduczku o 21. Można było odpocząć, wszamać kiełbachy, napić się Pepsi i spokojnie pogadać z wieloma fajnymi ludźmi. Od tego czasu wiem, że nie ma nic lepszego niż ognisko pod koniec dnia.

Wreszcie przyszła pora na powrót do naszego "hotelu" w szkole i położenie się do łóżka o 24 znalezienia bogatsi i czekając na...

Dzień 2.
niedziela, 01.05.2016

Kolejny dzień geocachingowej przygody rozpoczęty od poranego EVENTU, podczas którego, tym razem bez Liiska, zwiedzaliśmy rezerwat Szumny Zdrój i pobijaliśmy rekordy rodzajów keszy w jednym dniu (earth, event, letterbox, tradycyjny, zagadka, multi). Fajnie było pooddychać sobie świeżym powietrzem. Organizator co jakiś czas robił konkursy z pytaniami, podczas jednego z nich udało mi się wygrać koszulkę i płytę!!! (Przecież wiadomo, że te sosny miały 200 lat, a nie 180 czy 150. Strzelałem rzecz jasna, ale się udało:D)  Gdy już rezerwat calutki obcykaliśmy, po Liiska do miasta podjechaliśmy, czas był najwyższy zrobić to, co każdy keszer w Górznie powinien - lecieć na Skarby Lasu. Przynajmniej według mnie. Według reszty trzeba było jeszcze zjeść obiad... W ferworze keszowania o tym zapomniałem. No to co mieliśmy robić, pojechaliśmy na ten obiad. Ale, rzecz jasna, nie byle gdzie, bo do Leźna, gdzie odbywał się piknik, Majówka na Wesoło. Wesoło rzeczywiście było, chociaż nie dla samochodu (dojazd pt. korzenie i kamienie). Grochóweczka zjedzona, zjazd na torze saneczkowym odbyty (tak, był tam tor saneczkowy, i to za 3 zł). Najwyższa pora, żeby bez żadnych wymówek ruszyć na Skarby! Samochodzik się nieźle przysłużył. Podział zadań:

- Kasjopeja nawiguje
- Rumi prowadzi (perfekcyjnie)
- Liisek i ja wyskakujemy po kesze i wpisujemy

W taki sposób to objechaliśmy około 100 keszy, maskowania bez przerwy się powtarzające, ale fajne. O wiele lepsze niż pet wciśnięty w krzaki. Nie ma co się rozpisywać, wszystko takie same, dało się szukać bez GPS na zasadzie przejechania stu sześćdziesięciu metrów i wypatrywania charakterystycznego maskowania. W końcu nas dopadły ciemności, mówiące: "Wracajcie! Wracajcie! Już nic więcej nie znajdziecie!". No to wróciliśmy. Znalezień w niedzielę 118. Na szczęście jest jeszcze...

Dzień 3.
poniedziałek, 2.05.2016

Dzień, którego połowę musieliśmy przeznaczyć na powrót do rodzinnego Poznania. Jednakże tą drugą połowę. Tą pierwszą więc wykorzystaliśmy, hmm, produktywnie :) Żadnego eventu w tym dniu już nie było, więc co mieliśmy robić, jak nie Skarby Lasu! Tempo mieliśmy nader szybkie, więc po kilku godzinach udało nam się trzasnąć 94. kesza. W tymże momencie musieliśmy niestety już wracać do domu, żeby zdążyć przed zmrokiem. Udało nam się.

Podsumowując,
wszystkie aspekty tego wyjazdu wspominam bardzo miło, eventy, ludzi, kesze... Na pewno wybierzemy się tam również za rok ;) Wpadło nam w łapy 236 keszy. Tak wygląda teraz nasza mapka :)


Dzięki wielkie mojej ekipie oraz wszystkim obecnym wtedy w Górznie keszerom, do zobaczenia za rok! A jakby ktoś zapomniał o filmie, to gorąco zapraszam do obejrzenia TUTAJ ;)


Zuzialol