Przejdź do głównej zawartości

GEOpyra podbija PRDP - Pierścien Rowerowy Dookoła Poznania

INSTRODAKSZYN 
Pomysł przyszedł miesiąc temu. Trzeba zrobić COŚ. To COŚ okazało się, że stoi za rogiem, właściwie to "leży" a ściślej "się ukrywa". Właściwie to ciężko tak stwierdzić, że "za rogiem" bo trasa jaką mieliśmy przebyć wiedzie dokładnie po obwodzie "prawiekoła" i pokrywa się ściśle z projektem rowerowym funkcjonującym już od roku 2001. Wtedy to Pierścień Rowerowy Dookoła Poznania stał się faktem jako element 9cio elementowego Wielkopolskiego Systemu Szlaków Rowerowych a pierwsi rowerzyści zmierzyli się z tym wyzwaniem.

Oto link pod którym znajdziemy szczegóły. 

W zeszłym roku 1/3 Aune92Team (Bartas) i PiotrMichał wpadli na pomysł pokrycia 173 km trasy skrzynkami geokeszerskimi. Obwód Pierścienia został przez drugiego z duetu obliczony, wymierzony i podzielony na 22 odcinki, szybciutko rozdysponowane pomiędzy chętnych do współpracy keszerów z Wielkopolski. Po obsadzeniu części projektu keszami i przy okazji I urodzin GEOpyry Pierścień został on częściowo "odpalony" zachęcając zbieraczy do wyjścia w teren.
Na dłuższy trip rowerowy zdecydowali się oprócz mnie TomekZy i Faud. FK69 planowała również jechać ale zdecydowała zostać ze względów zdrowotnych. Scenariusz wyjazdu (start i koniec) ewaluował do ostatniego dnia bo do końca Założyciele publikowali kolejne fragmenty by utrudnić nam życie. Dzień przed wyjazdem decyzja o doborze trasy była jasna: start - Złotniki w północnej części Poznania i kręcimy zgodnie ze wskazówkami zegara czyli pod prąd patrząc na numerację skrzynek. "Pod prąd" okazało się być "pod prąd".

 SOBOTA (30 kwiecień)

Godzina 8.30, krzyżówka ulic Obornickiej i Łagiewnickiej (okolice ostatniego kesza PGC Team: PRDP #184). Pogoda idealna: 15 stopni, słonecznie, wiaterek  boku i nie upierdliwy. Obładowani jak bułgarski wózek z arbuzami kierujemy się przez poligon w stronę Biedruska. Po drodze jedni zbierają a inni wykańczają odcinek Zuzialola. Połowe miałem / połowę nie. Pierwsze logi lądują na serwerze geocaching.com by wzbogacić nasze statsy. Po kilkunastu minutach kotwiczymy u Leito76, który akurat strzegł granic co nie przeszkodziło mu by znaleźć czas na kilkuminutową bajerkę. Czas na dwa kółka. Odpalamy cały osprzęt i dzida na most w kierunku skrzynek Pidgorów. Wielki szacun za maskowanie !!! Dojeżdżamy do Zielonki po dłuższym "bezkeszowym" odcinku. Tu niespodzianka - w miejscu gdzie w zeszłym roku robiliśmy Pierwsze urodziny GEopyry. Dołączamy i podsmażamy kupioną wcześniej kiełbę. Pycha. Po paru kilometrach smakuje jak trufla (nie wiem jak smakuje trufla ale tak się chyba mówi). Dziękujemy za pośrednictwem bloga Sebastianowi - gospodarzowi imprezy.


Następnie startuje atak członków wyprawy na pochowane skrzyneczki. Komu brakowało ten logował Valetina02 aż do Dąbrówki Kościelnej gdzie w centralnym miejscu sioła czekają Filip500 i Łucznik z kluczem imbus#10 robiąc za fachowy PitStop. Od czego ma się kumpli rozumiejących zagadnienie "misji". Dzięki chłopy - nóżka wytrzymała do końca bez problemów. Udajemy się kosić odcinek Filipa aż do Wronczyna gdzie keszami wita nas trail Escapera. Część zbiera całość, część tylko brakujące po reaktywacji. Rumaki zipią pod tyłkami a bagażniki uginają się pod dobrem wszelakim.Od namiotu po śpiwór od wałówy po butlę z gazem. Przyda się. Kilometry ociekają z pod opon, ramy trzeszczą, Powerbanki ładują elektronikę aż uśmiech sam się robi. Chwila później wizyta i pierwsze logi w świeżych keszach Sell'a.
Tu pauzujemy. Zaczyna się robić późno i czas najwyższy na poszukanie jakiegoś noclegu. Wpadamy nad Jezioro Góra koło Promienka. Od razu wiadomo, że plaża koło zwalonych drzew będzie nasza tej nocy. Rozkulbaczamy rumaki, wiążemy powrozami ramy, rozbijamy obóz i bierzemy się za kolację w oparciu o "co kto ma" plus grilla. Za nami 58 km orki głównie po bezdrożach (34 sztuki nacięte na kolbie). Kolacja, elementy higieny i do śpiworów.


NOC Z SOBOTY NA NIEDZIELĘ

Zasłużyła na osobny rozdział. 3.30 w namiocie jasno jakby UFO wylądowało. Wydawało się , że leciało metr od namiotów. Rozbiliśmy się tuż obok polnej drogi zjeżdżającej do jeziora, ta fakt. UFO przeleciało a za chwilę śmiech, rozmowy, rozgardiasz, browary i ląduje kolejne UFO tuż obok naszej bazy potem trzecie i czwarte. Rozespani uświadamiamy sobie ze zjechało pół parafii na pochlanie i wędkarskie  inne przedsięwzięcia. Rano okazali się bardzo mili, grzeczni, rodzinni. Pogadali i o wszystko pytali. Grunt, że bezpiecznie. Uff... (przepraszam za złą jakość zdjęcia UFO).


NIEDZIELA (1 maj)
Śniadanie. Dobre, pożywne, kaloryczne i popite kawą. Zwijamy obozowisko, suszymy namioty i skręcając w lewo łapiemy kolejne skrzynki. Pod górę, rozgrzewając tym samym powoli rowery do bezawaryjnej dalszej walki. Po kilku kilometrach dopada nas Gammera, który przyjechał pokeszować ale autem. Towarzyszy nam na długim odcinku bartasa.pl pomagając zbierać skrzyneczki.
Robi się popołudnie i trzeba obmyśleć plan dalszej wycieczki. Siadamy przed sklepem w Gowarzewie. Przeprowadzamy solidne liczenie kilometrów i skrzynek. O serwisach nie wspomnę. Finalnie Faud wraca do Poznania wieziony przez Gammerę a wraz z Nim rower na dachu Gammerobusa. Dobra robota, Faud!!! To były męczące, szutrowe i polne kilometry. Do następnego razu. Rozstajemy się.
Tomek i ja zostajemy na drodze machając chłopakom. Przed nami 110 km i dziesiątki skrzynek plus serwis mojego odcinka. Kiepsko z czasem. Tomek i ja zacieśniamy tempo mając w perspektywie dojechanie do Złotnik. Przed Kórnikiem podbijamy i serwisujemy kesze piotramichala.
Po rozkulaniu naszych dwóch kółek mijamy Kórnik a po lewej Zespół Parkowo - Pałacowy i ostro w prawo. Działamy teraz u Ankorna na zachód od Kórnika. Andrzej, szacun za wywożenie przeciwnika w las maskowaniami!! Krótka narada: co z planem? (!). Decyzja: wskakujemy na teren Wielkopolskiego Parku Narodowego. Właściwie od wjazdu z Mosiny to wchodzimy spacerowym tempem pod dość pokaźną górę. Z przystankiem w punkcie widokowym.docieramy na łąkę gdzie rozstawiamy gary bo ciśnienie spada, kalorie niezbędne: jemy obiad.


Oczywiście królewski. Puchy z karkówką, flaki, kawę i słodkie. Narodzeni na nowo siodłamy wierzchowce, klapiemy pod grzywą i prosimy je o podwózkę. Przelatujemy przez park ekspresowym tempem w poszukiwaniu początku traila GeoGrabek. Cóż za pomysłowe skrzyneczki!

W czasie czynności czesząco - nawigujących niespodziankę robi nam 1/2 Teamu Właścicieli odcinka czyli Piotr. Zadowoleni ze spotkania gnamy do końca robiąc jedynego na trasie letterboxa. Tu przyodziewamy wierzchowce w niezbędne o tej porze oświetlenie biało - czerwone. Opuszczamy okolice Niepruszewa i wpadamy na serwis mojego odcinka (TomekZy zalicza całość). Teraz jedynie 15 km, kilka niedobitych keszy PGC po drodze a co cieszy najbardziej to w końcu jazda po asfalcie. Znajome tereny. Prędkość osiągamy ponaddźwiekową. Około 23.00 i w absolutnych ciemnościach zajeżdżamy na punkt rozpoczęcia tej morderczej trasy. Pamiątkowe zdjęcie zrobione przez niezbyt trzeźwego przechodnia, wizyta na stacji i rozjeżdżamy się do domów w poczuciu dobrze spełnionego, keszerskiego obowiązku.

Wiem, że zrobić w dwa dni PRDP dla kogoś kto nie ma na trasie zaliczonych już odcinków będzie w zasadzie poza zasięgiem, choć jak znam GEOpyrlandzkich rowerzystów szybko mogą mnie wyprowadzić z błędu.


PODSUMOWANIE:
PRDP zamknięty ilością 179 km., w dwóch jednodniowych sesjach razem w 26 godzin i 20 minut w siodełkach ze średnią prędkością 8 km/h.

Faud:
- 63 zdobyte skrytki
- Przejechane 77km (57km + 20km);
TomekZy:
- 68 keszy złapanych na trasie;
- Nakulane 211.59 km;
- 1 spektakularna gleba i koło do centrowania.
udash69:
- 101 skrzyneczek;
- 197 km (66km + 131 km).

Ps. Zdjęć skrzyneczek celowo nie publikuję. A niech szukają!!
dziękując Faudowi i TomkowiZy
sześćdzisiątydziewiąty