7 kwiecień to był dzień na spontanie. Wprawdzie wiedzieliśmy co i jak jednak dokładny plan wycieczki ewaluował w czasie drogi uwzgledniając wykorzystany czas, stan mięśni Leito i przydrożne traile, które nie sposób było ominąć.
Spotkaliśmy się na Piątkowie skąd ruszyliśmy na stację Poznań GŁ. po drodze zahaczając stację paliw w celu nadmuchania kół. Po zakupie biletów siedzimy już w pociągu i ruszamy w kierunku Piły. Jest 10.00. W Pile przesiadka na zatłoczony pociąg relacji Piła- Brzydgoszcz. Leito jak pokazuje obrazek niestety na stojąco. Jego rower też. Trwało to jakiś 2 1/2 godziny kiedy znaleźliśmy się na stacji Osiek n/Notecią. Zaczęliśmy naradę wojenną gdzie uderzyć w pierwszej kolejności żeby najlepiej jak można spożytkować czas jaki mieliśmy do dyspozycji- wyszło tego 6 1/2 godziny na bezstresowe keszowanko. W zasadzie byliśmy tam z Leito drugi raz z zadaniem "wykończenia Danimaka" ale Gammera, który tym razem postanowil nam towarzyszyć odwiedził te przepiękne rejony po raz pierwszy. należało wycyrklować tak, aby wilk był syty i wilk był syty czyli zabrać się za te kesze, których nie mieliśmy jeszcze zebranych. Kilka pierwszych kilometrów spędzamy na pedałowaniu do miejscowości Mieczkowo w której to zaczynamy strzelanie w kierunku pochowanych skrytek. Jak na taki trail 3 DNFy (raczej z lenistwa) to niewiele, raptem niecałe 5% zebranych. Szacun.
Po zrobieniu pierwszych czterdziestu kierujemy się do Iwna - siedziby Danimaka, gdzie pod Jego nieobecność zostawiamy Mu kubek zrobiony jakieś pół roku temu. Miszyn komplit.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwjkwbcCo5mYH69OixBWNnd3l_J4WL3Oq6aWDTkdS4-KS3cyrmne1StlpIiUB7YfuQ8uHWjXjFiHI2iitot_JzkUMtBPiAxaBZ6zKwu-TzhRIzJWnGljD0olj1Ez9F7wJ-aVDEOp4tL2Q/s1600/kcynia.jpg)
Pragną uprzedzić Szanownych geopyrowiczów, że takie odległości dla osób, które codziennie nie mierzą się z rowerem to nie najlepszy pomysł.
Potwierdzić może Mr Leito, który zmagał się z bólem dupy i gir. My jednak składamy Mu gratulacje. Nie obyło się bez zamieszek. W czasie drogi powrotnej zaliczyłem spektakularną glebę rozwalając sobie kolano, drąc plecak, tłukąc łokieć i po raz enty upewniając się, że nawet jadąc 100 m do sklepu po browar NALEŻY WCISNĄĆ NA BANIAK SKUPIACZ MYŚLI czyli KASK ROWEROWY.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRkZUunm6BamTh8rpEtSPP7EhVjiTytUzitwqCoOQWrtnwCjdVk53L4Wk6kD6geoYcjfusAo3A3qtTsyReTCeMEs8Wzkjfo5GGePVV68DjqxbEM6mHX4v3trq3l-g381kjtfXFNHrC_mM/s1600/20150407_184852.jpg)
Szybko doszliśmy do wniosku, że gdyby nie keszowanie to nigdy byśmy tu nie trafili lub prawdopodobieństwo trafienia wyniosłoby mniej niż 1%. Dlatego właśnie to robimy, dlatego keszujemy i dlatego zakładamy, dlatego przyciągamy innych w swoje strony i pokazujemy to co sami chcielibyśmy zobaczyć. Składamy wielkie podziękowania i życzymy wytrwałości oraz szybkiego ufortyfikowania terenu.
Bilans:
odległość: 250 km pociągiem, 61 km rowerem;
skrytki: Leito76 i udash69 - 66 szt, Gammera 70 (bo musiał być lepszy);
straty: kolano Leito, moj podarty plecak, spodnie i starte do kości kolano;
zysk: zobaczyliśmy miejsca, których z auta nie zobaczysz bo za szybko a z buta wcale bo za daleko;
bolączki: brak naszych bab :-)
udash69
(na urlopie)